"Chcę zobaczyć oczy. Chcę zajrzeć pod powierzchnię bladej zieleni i zobaczyć, co jest wewnątrz mnie, co jest we mnie, co ukrywam. Zaczynam podnosić wzrok, ale odwracam się. Próbuję się zmusić, ale nie mogę."
James Frey
Ciemność
otaczała ją z każdej strony, czule tuliła do swojej piersi i szeptała słowa
ciszy. Kobieta czuła przejmujące zimno, które przedzierało się aż do szpiku kości.
Próbowała odnaleźć swoje ciało, swoje ręce i nogi, ale wszystko zlewało się w
mrok. Nie wiedziała w końcu czy nie mogła się ruszyć czy po prostu nie mogła
znaleźć swojego ciała.
Chciała
się odwrócić, wyczuć podłoże ale miała dziwne wrażenie, że wisiała w powietrzu.
Jej szybki, urywany oddech ginął w mroku a bicie serca odbijało się echem.
Bała
się, jednak nie mogła nic zrobić aby przerwać ten stan.
- Dawno się nie
widzieliśmy. - Usłyszała męski, ironiczny głos. Drgnęła, próbując się
rozejrzeć, chcąc dostrzec postać w mroku. -To
nie ma sensu. - Roześmiał się.
- Kim jesteś? - zapytała, ale wydawało jej się, że to
pytanie w ogóle nie wypłynęło z jej ust.
- Twoim towarzyszem
- odparł zdawkowo. - Masz zamiar tutaj tak
tkwić?
- A co mam robić?! - warknęła.
- Iść -
odpowiedział Głos, wskazując jej odległy biały punkt. Dziewczyna próbowała się
podnieść, próbowała stawiać kroki, jednak światło w ogóle nie chciało się
przybliżyć. - Ty to nazywasz wolą walki?
- zakpił, śmieją się głośno. - Z takim
samozaparciem nigdy do niczego nie dojdziesz! - wykrzyczał, kpiąc z niej. - Rusz tę leniwą dupę, bo inaczej zostaniesz
tutaj na zawsze, zdana na moją łaskę! - dodał. Miała wrażenie jakby
właściciel tych słów kopnął ją w tyłek. Otrząsnęła się z szoku i nagle
odnalazła swoje nogi. Z początku szła niepewnie, jednak gdy wyczuła, że grunt
był stabilny, zaczęła biec.
- Budzi się! - Usłyszała damski głos. Powoli zaczęła
otwierać oczy, ale jedyne co widziała to przejmująca ciemność.
~Siedem
lat później, Japonia, Sendai, godzina 21:20
Siedziała
nieruchomo, pozwalając jakiejś kobiecie na nakładanie makijażu i ułożenie fryzury.
Nie miała najmniejszego zamiaru odzywać się, mimo, że dziewczyna nadawała jak
katarynka.
- W przyszłym sezonie będzie modne... - Wyłączyła się, nie
chcąc słuchać o najnowszych trendach mody. Jakoś koło dupy jej latało, czy
modne będą spodnie w paski czy w kropki.
- Żałuj, że nie
widzisz jak wyglądasz! - odezwał się Głos, niemal mrucząc.
- Zamknij się w
końcu - warknęła w myślach, mając dość jego ironicznych uwag.
- Wyglądasz jak
rasowa dziwka. Powiedz: kręci cię to? - zapytał, a kobieta mocno zacisnęła
szczękę. - Kusisz los moja droga. Historia
lubi zataczać koło.
- Nie mam innego
wyjścia! - krzyknęła, wbijając długie paznokcie w podłokietnik.
- Może nie masz, a
może masz... - zamruczał. Dziewczyna żałowała, że nie mogła przypierdolić
mu w ten głupi łeb. - Ojej, jaka szkoda!
- Zamknij ryj i daj
mi spokojnie wystąpić.
- Dobrze, dobrze!
Mam dzisiaj dzień dobroci! - zaśmiał się głośno i zamilkł.
Kobieta
westchnęła głęboko, poprawiając się na krześle. Makijażystka warknęła głośno,
opierdalając ją za popsucie kreski. Sakura jednak w ogóle się nie odezwała,
obojętna na jakiekolwiek uwagi.
- Koniec
- oznajmiła dziewczyna. Sakura nawet nie trudziła się, aby zapamiętać jej imię.
Wstała z krzesła, wcześniej ubierając wysokie szpilki.
- Czas na show. - Usłyszała głos właściciela klubu, który
od dłuższej chwili przypatrywał się jej z pod zmrużonych powiek. Kobieta
odwróciła się w jego stronę, podchodząc seksownym, wyuczonym krokiem.
- Wyglądasz...
- Jak rasowa dziwka, wiem.
- Nie o to mi chodziło. - Itachi wywrócił oczami, podając
jej rękę. Kobieta chwyciła go mocno i pewnie, pozwalając się prowadzić.
Szef
otaksował ją spojrzeniem swoich ciemnych oczu. Miała na sobie biały, skąpy
strój anioła, który zupełnie nie pasował do jej charakteru. Idealnie za to
komponował się z jej długimi, różowymi włosami misternie spiętymi na czubku
głowy.
- Powodzenia - odezwał się, gdy stanęli przed wejściem na
scenę.
- Nie będzie mi potrzebne - prychnęła, po czym zaczęła iść
w kierunku podestu z rurą. Wyliczanie kroków nie przeszkodziło jej w płynnym,
seksownym chodzie. W drodze zatrzymała się dwa razy, rzucając widowni puste,
niewinne spojrzenie.
Muzyka,
która rozbrzmiała była spokojna, delikatna. Tak też zaczęła się ruszać. Powoli
i seksownie ocierając się o rurę, co jakiś czas rzucając "spojrzenie"
podnieconym mężczyzną. Mimo, że ich nie widziała, słyszała doskonale ich głosy
i poruszenie. Była pewna, że sala pękała w szwach.
Z
niewinną, wstydliwą miną rozpięła stanik, rzucając go w rozentuzjazmowany tłum.
W tym samym momencie muzyka przyspieszyła. Kobieta poruszała się płynnie,
seksownie i wzbudzała takie emocja, że przy każdym jej występie pod sceną
musieli stać ochroniarze. O dziwo była jedyną kobietą, której napiwków nie
wtykano za stringi. Koło ochraniających ją mężczyzn stały skarbonki, do których
klienci wrzucali pieniądze. Mimo zastosowania takiego chwytu, napiwków miała o
wiele więcej niż jej koleżanki.
Zerwała
spódniczkę, zostając jedynie w wysokich szpilkach, pończochach i stringach.
Entuzjazm tłumu wzrósł i doskonale słyszała odgłosy szarpaniny z ochroniarzami.
Głos
chichotał tylko złośliwie w jej głowie, dokładnie obserwując mężczyzn. Wyłapał
też spojrzenie pewnej pary oczu, które go zaniepokoiło.
~
Jasnowłosy
mężczyzna siedział spokojnie pod ścianą, popijając sake. Od kilku minut wlepiał
swoje niebieskie spojrzenie w pół nagą kobietę. Była piękna, a jej ruchy i
gracja spowodowały, że budziło się w nim podniecenie. Mimo wolnie wyobraził
sobie jak kładzie ją na stole, ściąga z niej fikuśną bieliznę a potem zagłębią
się w niej, a jej szpilki mocno wbijają się w jego pośladki. Oczyma wyobraźni
widział jej wyraz twarzy, słyszał jej głos.
Otrząsnął
się dopiero wtedy, gdy usłyszał oklaski. Mocno zacisnął dłonie na czarce,
obserwując jak kobieta znikała za kulisami.
~
Itachi
podał jej czarny płaszcz, którym
szczelnie się owinęła. Odetchnęła głęboko, pozwalając prowadzić się w stronę
garderoby.
- Przyjdziesz też w środę? - zapytał, gdy dziewczyna
zrzuciła swoje odzienie i zaczęła ściągać z siebie pozostałą resztę
"Aniołka".
- Przecież w środy nie pracuję - warknęła, nie przejmując
się w ogóle spojrzeniem swojego szefa. Wstała, będąc zupełnie naga. Brunet
podał jej prywatne ubrania, które leżały na krześle.
- Mam spotkanie z szefem lokalnego gangu, chciałem abyś mi
towarzyszyła - odezwał się tonem nieznoszącym sprzeciwu. Kobieta westchnęła
głęboko.
- Zawołasz tę od makijażu? Niech mi przywróci normalnym
wygląda - zignorowała jego wypowiedź. Usłyszała jak brunet podchodzi do niej
pewnym, ciężkim krokiem i mocno łapie ją za ramiona. Odwróciła twarz w jego
kierunku, pozwalając mu patrzyć w jej matowe oczy.
- Masz się stawić w środę o dwudziestej i ani sekundy
później. Inaczej odwołałam twoich ochroniarzy i będziesz zdana na dotyk
brudnych, lepkich od potu męskich łap - wysyczał, a dziewczyna zmarszczyła
czoło. - Jesteś jedyną kobietą, którą traktuję tutaj jak tancerkę a nie jak
dziwkę, więc radzę ci się nie sprzeciwiać, w każdym momencie mogę zmienić
zdanie. - Puścił ją, po czym odwrócił się na pięcie nawet na nią nie patrząc.
Opadła na kanapę, wzdychając ciężko.
- Szanuj go, to
chyba jedyny facet, który tak sądzi - zaśmiał się Głos, a Sakura warknęła,
uderzając dłonią w ścianę.
~
Pewnym
siebie, ciężkim krokiem wszedł do opuszczonego budynku. Niemal od razu odnalazł
pomieszczenie, w którym zebrali się członkowie jego gangu. Mężczyźni widząc go,
rozstąpili się, ujawniając klęczącą postać. Kobieta w średnim wieku patrzyła na
niego z niemym błaganiem w oczach, a tęczówki niebezpiecznie drżały jej ze
strachu. Była skrępowana grubym, lnianym sznurem, który uniemożliwiał jej
wykonanie nawet najmniejszego ruchu.
Nagle
jakby spod ziemi pojawiał się obok Kakashi'ego niski brunet. Sasuke uśmiechał
się szyderczo, patrząc na kobietę, po czym podał szefowi zebrane wcześniej
dokumenty.
- Według dowodu Kobayashi Emi - odezwał się Hatake,
okrążając kobietę. Zachowywał się jak duży kot, który najpierw osacza ofiarę a
później atakuje z całą swoją siłą. -A może powinienem powiedzieć Nishimura
Riko? - zapytał, na co kobiet gwałtownie drgnęła. Wstrząsnął nią dreszcz.
- Wiesz, że Rodzina nigdy nie zapomina? - Uklęknął przed nią, mocno łapiąc ją
palcami za policzki. Jego paznokcie boleśnie wbijały się w jej delikatną skórę.
- Papa chciał wybaczyć ci to, że odeszłaś. Nie patrz tak na mnie! - Roześmiał
się ironicznie, gdy Riko zatrzęsła się. - Ale Rodzina nie wybaczy ci tego, że
sprzedawałaś fałszywe informacje o naszej działalności! - warknął, a agresja z
jaką to wypowiedział spowodowała, że większość osób cofnęło się do tyłu. Tylko Sasuke
stał niczym nie wzruszony i uśmiechał się do siebie szeroko. Uśmiech ten był
upiorny, jednak miał w sobie jakąś sadystyczną nutkę radości.
Wszystkie
kolejne wydarzenia działy się w ułamku sekundy. Kakashi wstał z kucek i
odwracając się wokół własnej osi obnażył ostrze katany. Gdy kończył pełen obrót
ostrze zagłębiło się w szyi kobiety, tnąc ją z łatwością. Nim trysnęła fontanna
krwi, Hatake skierował się w stronę wyjścia.
- To czeka każdego, kto rozpowiadać będzie brednie lub
zdradzi Rodzinę w jakikolwiek inny sposób - rzucił przez ramię. Sasuke zaśmiał
się głośno, a jego śmiech jeszcze długo odbijał się od ścian opuszczonego
pokoju.
~
Kobieta
mocno naciągnęła kaptur, chowając pod nim kosmyki różowych włosów. Rzuciła
niechętne "dziękuję" w stronę dziewczyny, która doprowadziła jej
twarz do stanu normalności.
- Taka! - krzyknęła i już po chwili poczuła jak puchaty
owczarek niemiecki delikatnie ocierał się o jej nogi. Uśmiechnęła się
delikatnie, zaplatając na dłoni grubą smycz. - Idziemy się napić - zwróciła się
do psa, który radośnie zamerdał ogonem i zaczął prowadzić ją w stronę schodów.
Znała
ten klub na pamięć i równie dobrze mogła poruszać się tutaj samodzielnie. Czuła
się jednak bezpieczniej mając obok siebie psa. Jej problemem było także to, że
często nie zwracała uwagi na ludzi i tylko Taka potrafił powstrzymać ją przed
wpadaniem na nich. Nienawidziła białej laski, która była atrybutem niewidomej
osoby, dlatego korzystała jedynie z pomocy psa i własnych, wyuczonych
umiejętności.
Zasiadła
na wysokim barowym stołku, a pies położył się u jej stóp, uważanie obserwuj
ludzi. Barman niemal natychmiast do niej podszedł.
- Cześć - odezwał się, a dziewczyna w jego głosie wyczuła,
że mężczyzna się uśmiech. Miał miłą, ciepłą barwę głosu. Niejednokrotnie
żałowała, że nie mogła zobaczyć jego twarzy. Słyszała jak dziewczyny tutaj
pracujące zachwalały urodę czerwonowłosego i jego nieziemski uśmiech.
- Widziałaś te
dołeczki?! O Boże... chciałabym aby
uśmiechał się tak tylko do mnie! - ekscytowała się Aya, jedna z
"tancerek", gdy kilka dni temu rozmawiała z koleżanką "po
fachu".
- Witaj Sasori -odezwała się cicho, pozbawionym emocji
głosem. - Podasz mi to co zawsze? - zapytała, opierając głowę na dłoniach. Akasuna
zaśmiał się cicho i podsunął jej kieliszek z likierem kokosowym.
- Masz coraz więcej widzów - oznajmił, krzywiąc się lekko.
- Do Itachi'ego wpływa coraz więcej próśb, aby rozważył poszerzenie twoich
usług. Proponują niezłe sumy. - Sakura była pewna, że mężczyzna wywrócił
oczami. Mówił to z lekką szczerą obawą.
Był jedną z niewielu osób, którą polubiła.
- Za marzenia nie zabijają - odezwała się ironicznie,
biorąc delikatny łyk likieru. Prawda jednak była taka, że była cholernie
wdzięczna Itachi'emu za to, że nie był łasym na kasę skurwysynem. Już dawno
mógł rozkazać jej pieprzyć się z klientami, jednak uparcie odmawiał,
jakąkolwiek sumę by mu nie zaproponowało.
- Prześpij się z nim
w dowód swojej wdzięczności - odezwał się Głos, który parsknął głośnym
śmiechem. Dziewczyna zignorowała go, wypijając likier duszkiem.
~Włochy, Turyn, godzina 01:42
Upragnioną
ciszę przerwał zgrzyt otwieranych szafek. Młoda kobieta drgnęła, wyrwana ze
snu. Mamrocząc pod nosem przekleństwa skierowane do osoby, która ją obudziła,
uniosła się na łokciach. Przez chwilę przysłuchiwała się lamentującemu,
damskiemu głosowi, który zdecydowanie dochodził z jej bogato wyposażonej
kuchni.
Może
i niebyło by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kobieta od dwóch lat
mieszkała całkowicie sama.
Stanęła
w progu, zakładając ręce na piersi. Zauważywszy piękną Japonkę w stroju
służącej, która otwierała kolejne szafki i niemal szlochała, zapłonął w niej
gniew.
- Co ty tu robisz?! - warknęła, mrużąc groźnie oczy.
- Jestem Okiku[i].
- Ukłoniła się głęboko - Nie chciałam panienki budzić, ja tylko szukam talerzy
- Służąca odezwała się cicho. Właścicielka mieszkania westchnęła głęboko, po
czym podeszła do szafek.
- Pierwsza szafka na górze po lewej stronie! - krzyknęła,
otwierając drzwiczki. - Bierz talerz i wypierdalaj! Ja idę spać! - dodała, po
czym odwróciła się na pięcie i wróciła do ciepłego łóżka. - Pierdolone duchy! -
warknęła, zanim znowu zapadła w sen.
~Następny dzień, godzina 11:34
Czarnowłosa
od dłuższej chwili leżała, wtulając głowę w poduszkę. Sen powoli odchodził w
zapomnienie, ale za żadne skarby świata nie chciała wstać. Łóżko dawało jej
poczucie bezpieczeństwa a jego grawitacja była dzisiaj niezwykle silna.
Gdy
budzik zadzwonił po raz siedemnasty, postanowiła w końcu się przełamać. Powoli
odwróciła się na lewy bok, delikatnie spadając na panele. Chwilę tak poleżała,
wpatrując się w sufit, po czym podniosła się na nogi, przeciągając się z
głośnym ziewnięciem. W jej głowie zaświeciła się czerwona lampka z napisem
"Kawa", dlatego swoje kroki skierowała do ukochanej kuchni.
Dopiero,
gdy nastawiła wodę i opadła na krzesło, dostrzegła niedomkniętą szafkę i
mnóstwo powyciąganych przyrządów. A gdy jej wzrok padł na potłuczone talerze,
zapłonął w niej gniew.
- Zajebię tego ducha! - warknęła, marszcząc czoło. - Mam
ich kurwa dość! - dodała, masując palcami skronie. Omijając szkło, podeszła do
szafki, z której wyciągnęła kawę.
Nienawidziła
swojej ponadnaturalnej strony. O ile kochała to czym była, nienawidziła
możliwości dostrzegania innych istot. Równało się to z ciągłymi wizytami najróżniejszych
duchów, które chciały aby Ayane im pomogła. Od jej Przebudzenia nie było jeszcze nocy,
w której coś nie chciałoby z nią porozmawiać. No do jasnej cholery, jak można
kogoś budzić z powodu jakiegoś pierdolonego talerza a później zostawiać w jego kuchni
niezwykły syf?
Obawiała
się, że któregoś dnia, podczas spędzania czasu na tronie, przybędzie do niej
Aka-manto[ii].
Dlatego też zawsze miała spory zapas papieru toaletowego. Co jak co, ale nie
chciała zostać obdarta ze skóry, albo uduszona z tak błahego powodu jak brak
tego szlachetnego pergaminu! Chociaż i na taką ewentualność była przygotowana i
gdy duch zapytałby ją, jaki kolor papieru wybierze, odpowiedziałaby mu tak, aby
poszło mu w pięty.
Usiadła
na blacie kredensu i z westchnieniem upiła łyk czarnego naparu. Czasami myśli i
absurdalne wymysły wymykały się jej z pod kontroli. Wiedziała jednak, że w tym
świecie mogła spodziewać się dosłownie wszystkiego! I to było najbardziej
męczące.
Zerknęła
na zegarek i westchnęła głęboko. Za niecałe trzy godziny miała stawić się u
głowy klanu, dlatego zwlekła się z kredensu i powoli skierowała się w stronę
łóżka. Piętnaście minut drzemki nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
~Japonia, Sendai, godzina 21:42,
Sasuke
z szerokim uśmiechem na ustach otworzył drzwi lodówki. Wyciągnął z niej serce,
które zawsze najbardziej smakowało mu dzień po zabiciu zwierzyny, po czym
położył je na talerzu i włożył do mikrofalówki. Chwilę pokręcił się po kuchni,
robiąc kawę, po czym zerknął za okno.
Słońce
powoli chowało się za horyzontem, a granatowe poszycie nocy otulało całe
miasto. Sasuke ożywił się na ten widok, czekając na to, aż jego współlokator
się obudzi. Wyciągnął z lodówki woreczek krwi, wiedząc, że Naruto nie lubił,
gdy jego posiłek był zbyt zimny.
Wyciągnął
talerz z mikrofali i z szerokim uśmiechem zasiadł przy stole. Wbił widelec i
zaczął odkrajać mały kawałek. Gdy z serca popłynęła resztka krwi, oblizał się
ze smakiem.
- Jesteś obrzydliwy - odezwał się Naruto, patrząc na bruneta,
który ze smakiem pałaszował ludzkie serce. Blondyn wciągnął głęboko powietrze
nosem. - Kobieta? - zapytał, na co Uchiha wymamrotał potwierdzenie pomiędzy
kolejnymi kęsami. Uzumaki skinął w zamyśleniu głową, po czym przelał zawartość
woreczka do wysokiej, ciemnej szklanki. Zamoczył usta we krwi, degustując ten
życiodajny płyn. Jego oczy zabłysnęły niezdrowym, czerwonym blaskiem.
- Kakashi pozwolił mi sprzątać po misjach - powiedział Sasuke,
gdy jego pierwszy głód został zaspokojony. Naruto podał mu serwetkę, widząc
umorusaną od krwi twarz. - W ten sposób nie muszę się martwić o zdobycie
pożywienia. - Wyszczerzył się szeroko. - Dopiero godzinę temu skończyłem
sztukować mięso. - Sasuke uśmiechnął się lekko, obserwując optymizm
przyjaciela. Miał wrażenie, że gdyby Sasuke miał ogon, to teraz merdałby nim na
wszystkie strony świata. Zaśmiał się do swoich myśli.
- Niestety Kakashi bardzo lubi odcinać swoim ofiarom
głowy, przez co tracą sporo krwi. - Sasuke spojrzał na przyjaciela
przepraszającym wzrokiem.
-Jak będzie mi jej brakowało to pójdę na łowy. Najlepsza
i tak jest prosto z żyły - Naruto wzruszył ramionami. - Idę się ogarnąć. -
Wstał, odkładając puste naczynie do zlewu.
Sasuke
skończył posiłek z szerokim uśmiechem na ustach. Znowu stanął przed lodówką,
chwilę kontemplując nad tym czy nadal był głodny. Jednak pazerność zwyciężyła i
brunet sięgnął po kolejną przekąskę, którą okazała się być lewa ręka. Tym razem
jej nie podgrzał, skierował się z talerzem do salonu. Wygodnie rozsiadł się
przed skromnym telewizorem i wziął w dłoń posiłek. Wgryzł zęby w kobiecą rękę i
mocno szarpnął odrywając mięso od kości. Chwilę siłował się z mięśniami oraz
ścięgnami, które puściły pod naporem jego ostrych zębów. Przeżuwał mięso powoli
i dokładanie, delektując się smakiem delikatnego ciała. Jeszcze pięć lat i
mięso byłoby gumowate, co czyniło je niesmacznym. Najbardziej gustował jednak w
nastolatkach, ale takie osoby Kakashi zabijał niezwykle rzadko. Najważniejsze
było jednak to, że nie był to człowiek pięćdziesiąt plus, bo chyba by się
porzygał.
W
ogóle nie przejmował się ściekającą po brodzie krwią, która wsiąkała w jego
białą koszulkę. Zapatrzony w ekran telewizora obgryzał kość, mrucząc cicho z
zadowolenia.
~Włochy, Turyn, godzina 14:34,
Szła
właśnie w stronę Castello de Valentino, wielkiego i pięknego zamku, który
został zbudowany przez jej klan w dwunastym wieku. Rodzina da Vasco ani na
chwilę nie wypuściła tego obiektu z rąk, chroniąc go i zarządzając nim do dnia
dzisiejszego. Dziadek Ayane, będący głową rodu, był strasznie dumny z tej posiadłości
i miała wrażenie, że właśnie przez to zachowywał się jak pieprzony król. Nie
patrzył na innych, liczyło się tylko jego zdanie, a wszyscy posłusznie
wykonywali jego rozkazy.
Tylko
Ayane potrafiła mu się sprzeciwić, szydząc mu prosto w oczy. Dziadek uparcie
twierdził, że to przez to, że jej ojciec zmieszał włoską krew z japońską.
Zawsze miał o to pretensje i nigdy nie zaakceptował tej "żółtej krwi"
w swoim klanie.
Weszła
do środka, mijając obojętnie strażników, którzy powinni jej się ukłonić. Wiedzieli
jednak, że głowa rodu zakazała okazywania szacunku bękartowi, dlatego nie
zdziwił jej brak manier, odwdzięczała się tym samym.
Trzasnęła
drzwiami od sali narada, spotykając się z nieprzyjemnym spojrzeniem dziadka.
Jej ojciec wywrócił za to oczami, opierając się o parapet wielkiego okna.
Próbował ją wychować, ale na próbach zawsze się to kończyło. Był zawiedzony jej
zachowaniem, co niejednokrotnie wygłaszał przy całej rodzinie.
- Przesadziłaś! - warknął dziadek, wstając ze swojego
krzesła. Spojrzał na brunetkę wściekłym wzrokiem i podszedł do niej. Nim
zdążyła się zorientować jego laska uderzyła ją z hukiem w plecy. - Naraziłaś na
szwank imię naszego rodu! - dodał, ponownie wymierzając cios. Ayane w ostatnim
momencie go zablokowała, a jej oczy zapłonęły gniewem.
- O co ci chodzi?! - krzyknęła, a jej kły niebezpiecznie
się wydłużyły. Czuła jak jej przedramiona pokrywają się gęstą sierścią, a
źrenice stają się podłużne.
- Z trudem znosiłem twoje fanaberie! Starałem się, abyś
wyrosła na wilkołaka godnego nazwiska da Vasco, ale ta żółta krew za bardzo
miesza ci w głowie. - Odwrócił się plecami do niej, stając przed wielkim
obrazem Założyciela.
- Odpierdol się od mojej krwi! - wykrzyczała, a jej głos
nabrał nieludzkiego wydźwięku. Cudem powstrzymywała się od pełnej przemiany i
rozszarpania gardła staremu prykowi.
- Milcz! - Spojrzał na nią wzrokiem Alfy, przez co zaczęło
dzwonić jej w uszach. Mimowolnie opadła na posadzkę, kładąc uszy po sobie i nie
mogąc się ruszyć. - Wyklinam cię Ayane da Vasco i skazuję na banicję. Masz
dwadzieścia cztery godzinny na opuszczenie Włoch. Wyprowadzić ją!
Ayane
widziała jego satysfakcję na twarzy, widziała jak cieszył się ze znalezienia
powodu na wygnanie bękarta z jego rodu. Zauważyła jak szczerzył się i z
radością pocierał brodę.
Gdy
dwóch strażników wlokło ją do wyjścia, przysięgła sobie, że któregoś dnia zmaże
ten uśmiech z jego twarzy.
~Japonia, Sendai, godzina 00:42,
Sasori
wsunął do kieszeni obszerny pęk kluczy i powoli skierował się w stronę
parkingu. Noc była ciemna, a powietrze wydawało się niezwykle ciężkie. Nie
dość, że światło gwiazd zasłaniały potężne chmury to jak na złość znowu padła
latarnia. Itachi niejednokrotnie zgłaszał tę awarię, ale zawsze go zbywano.
Usłyszał
dźwięk przewróconego kosza, jednak zignorował pieczące uczucie niepewności.
Podświadomie czuł, że zbliżało się coś niebezpiecznego. Zaśmiał się w duchu,
logicznie tłumacząc sobie ten stan. Już chciał sięgnąć po klucze od samochodu,
gdy coś z wielkim impetem wpadło na jego plecy.
Uderzenie
było tak silne, że z hukiem odbił się od drzwiczek i runął do tyłu. Zauważył
jakąś smugę, które mignęła mu przed oczami, a następnie ktoś nad nim zawisnął. Sasori
zareagował dość szybko, próbował odepchnąć osobnika i zablokować go. O dziwo
postać w ogóle się nie ruszyła.
Zerknął
na twarz oprawcy, pomimo panującego mroku zauważył parę szalonych oczu
pozbawionych tęczówek. A następnie ostrą szczękę, która mocno wgryzła się w
jego ramie, próbując oderwać kawałek mięsa.
Krzyk
Akasuny odbił się echem i wrócił do niego ze zdwojoną mocą. Nie był już pewny
czy walczył z człowiekiem czy z psem, jednak wyczuwał ludzkie dłonie
przyciskające go do asfaltu. Zęby, które tkwiły w jego ciele na pewno nie
pochodziły od człowieka.
Z
rany trysnęła krew i w tym momencie bestia wrzasnęła nieludzkim głosem. Szybko
odsunęła się od Sasori'ego, cofając się do samochodu, o który się oparła.
Zaczęła pluć oraz mamrotać coś pod nosem, ze słów wyłapał kilka przekleństw.
Zszokowany leżał nadal na zimnym asfalcie, wpatrując się w napastnika szeroko
otwartymi oczami.
Po
chwili oprzytomniał, stwierdzając, że powinien uciekać dopóki bestia pozostała
niezdolna do ataku. Chciał zerwać się do biegu, jednak w tym samym momencie do
zwierzęcia podeszła jakaś wysoka postać.
- Co ty odpierdalasz?! - warknął męski, zachrypnięty głos.
Facet złapał bestię za szyję i bez problemu uniósł do góry, przyszpilając ją do
samochodu. Dopiero teraz Sasori był w stanie dostrzec, że jego oprawcą był
jakiś niski mężczyzna, którego w tej chwili stopy zwisały kilkanaście centymetrów
nad gruntem.
- Puść... - wysyczał, łapiąc wyższego za nadgarstki i
próbując rozluźnić uchwyt.
- A ty na co czekasz?! - Przybysz odwrócił się w stronę
zszokowanego barmana. - Spierdalaj stąd, jeżeli życie ci miłe.
Sasori
nie zastanawiał się nad sensem jego słów, w tej chwili jego ciekawość przestała
go interesować i cudem dźwignął się na nogi. Biegiem skierował się w stronę
klubu, zapominając o tym, że posiadał samochód.
Kakashi
zamachnął się, gdy tylko kroki czerwonowłosego ucichły. Sprawnym ruchem rzucił Sasuke,
który przeleciał przez cały parking, lądując w koszu na śmierci. Brunet chciał stać
się niewidzialny, jednak ze strachem stwierdził, że Kakashi zablokował jego
magiczne umiejętności. Przełknął głośno ślinę.
- Pozwoliłem ci żyć. Miałeś przestrzegać pewnych zasada -
warknął Hatake, stając przed Uchihą i patrząc na niego takim wzrokiem, że brunet
skulił się w sobie. - To jest drugie ostrzeżenie. Jeżeli jeszcze raz zaatakujesz
bezbronnego człowieka to wyrwę ci serce i rzucę wilkołakowi na pożarcie -
stwierdził, po czym odwrócił się na pięcie i zaczął się oddalać.
Siedziba
gangu pięła się w górę na wysokość trzynastu pięter. Z zewnątrz wyglądała
normalnie i zupełnie nie wyróżniała się z pośród budynków w tej okolicy. Mało
kto jednak wiedział, że było to miejsce najpilniej strzeżone w całej
prefekturze, a jeszcze mniej osób wiedziało o tym, co tak naprawdę miało tu
miejsce.
Kakashi
z trudem opanował wściekłość. Aura burzy oplotła jego ciało, gdy wchodził do
siedziby gangu, tutaj mógł sobie na to pozwolić. Malutkie błyskawice delikatnie
muskały jego skórę, oraz podnosiły jego włosy. Każdy z pracowników odsuwał się
w najdalszy kąt, nie chcąc podpaść szefowi.
Uspokoił
się dopiero wtedy, gdy dostrzegł Naruto. Wampir stał spokojnie przed salą
treningową i palił papierosa. Bez słowa wyciągnął w stronę Kakashi'ego paczkę
Marlboro Gold.
- Sasuke znowu narozrabiał? - zapytał niemal retorycznie,
mocno zaciągając się dymem. Hatake z ulgą poczęstował się papierosem.
- Miałeś pieprzoną rację - warknął nieprzyjemnie,
opierając się o ścianę.
- Zauważyłem, że raz na jakiś czas zachowuje się jak baba
przed okresem. - Kakashi uniósł brew, słysząc to porównanie. - Wpieprza mięso
tak jak one słodycze - wyjaśnił.
- Ten piekielny pomiot jeszcze nad sobą nie panuje - Hatake
niemal wypluł te słowa.
- Nie zapomnij, że w gruncie rzeczy jesteś jego ojcem! - Uzumaki
parsknął głośnym śmiechem, przez co kilku członków gangu spojrzało na niego z
ciekawością.
- Jestem jego Stwórcą, nie ojcem - wysyczał Kakashi. - Nie
będę go niańczył. Jeżeli jeszcze raz narazi na szwank moje imię i Rodzinę to
nie powstrzymam się przed zakończeniem jego żywota - wyjaśnił. - Dla waszego
dobra, pilnuj go.
- To rozkaz? - Naruto zakpił, szczerząc się ironicznie.
Jednak, gdy Kakashi przeniósł na niego mrożące krew w żyłach spojrzenie, posłusznie
skinął głową. - Świetnie, teraz muszę
niańczyć tę bestię - pomyślał, mocno zaciskając pięści.
Naruto
wszedł do mieszkania, cicho zamykając drzwi. Skierował się w stronę salonu,
gdzie spodziewał się zastać załamanego Uchihę. Od samego początku obserwował
dokładnie jego poczynania i reakcje, chcąc przewidzieć to co mógł jeszcze
odwalić. Dosłownie zawsze sprawdzały się jego przypuszczenia, dlatego za każdym
razem powiadamiał o tym Kakashi'ego. I to właśnie on skazał go na mieszkanie z
tym nieokrzesanym chłopakiem.
Przystanął,
marszcząc brwi i wyostrzając słuch. Przez chwilę stał jak słup soli,
nasłuchując odgłosu wymiotowania. Ktoś ewidentnie rzygał do jego ukochanej
porcelany!
Migiem
skierował się do łazienki i z hukiem otworzył drzwi. Widząc pochylającego się
nad kiblem bruneta w pierwszym odruchu parsknął śmiechem. Jednak szybko się
opanował, podchodząc do Sasuke. Poczekał, aż brunet zrobił przerwę w rozmowie z
sedesem, złapał go za włosy i skierował jego twarz w swoją stronę. Niemal
odskoczył do tyłu, widząc przekrwione oczy oraz opuchniętą twarz.
- Wszystko w...? - Brunet wyrwał mu się i ponownie
zawisnął nad muszlą. Chwilę tak pomęczył się, jednak zawartość jego żołądka
okazała się pusta.
- Słabo mi... - wyjąkał Sasuke, z trudem opierając się na
dłoni. Patrzył na Naruto tępym, niemal omdlałym spojrzeniem.
- Bogowie! - krzyknął wampir, w panice macając się po
kieszeniach. Telefon znalazł dopiero za trzecim podejściem, po czym trzęsącymi
się dłońmi wybrał numer.
~Dzień później, godzina 20:55,
Plotki
roznosiły się z prędkością światła, w każdym miejscu na ziemi. Tego uczucia
właśnie doznała Sakura, która ledwo weszła do klubu. W przeciągu zaledwie
minuty dowiedziała się o tym, że Sasori'ego dzisiaj nie było, bo podobno był
strasznie chory. Dziesięć sekund później wiedziała także, że Aya znalazła jego
zakrwawioną i poszarpaną koszulkę.
Serce
zabiło jej szybciej i czym prędzej skierowała się w stronę gabinetu Itachi'ego.
Jej owczarek niemiecki spoglądał na nią zmartwionym spojrzeniem, wyczuwając zmianę
w nastroju. Głos zaś, o dziwo, siedział dzisiaj nadzwyczajnie cicho.
Weszła
do gabinetu bez pukania, kierując twarz w stronę biurka. Zdziwiony Itachi
podniósł się z kanapy, na której właśnie odpoczywał, po czym skierował się w
jej stronę.
- Chcę dzień wolnego - powiedziała bez ogródek. Brunet
zmarszczył czoło, po czym uśmiechnął się perfidnie.
- Dobrze, ale będziesz na każde moje zawołanie -
stwierdził tajemniczo. Sakura długo się nad tym nie zastanawiała, skinęła tylko
głową i natychmiast wyszła z pomieszczenia.
- Wiesz na co się
piszesz, głupia dziewucho? - zapytał Głos, zirytowany jej postępowaniem.
Zignorowała go jednak, wyciągając telefon i za pomocą słownych poleceń,
wybierając numer po taksówkę.
Pół
godziny później stała pod blokiem, nie bardzo wiedząc jak sie ruszyć. Przez
chwilę próbowała się odnaleźć, ale stwierdziła, że nie miało to większego
sensu. Wyciągnęła więc komórkę, tym razem wybierając numer do barmana.
- Słucham? -
Usłyszała jego zaspany głos.
- Jestem pod twoim domem, wyjdziesz po mnie? - zapytała,
zagryzając wargę.
- Sakura?! -
niemal krzyknął. - Czekaj tam na
mnie, nie ruszaj sie, zaraz będę -
wyrzucił z siebie szybko, po czym się rozłączył. Kobieta stała tak, zszokowana
jego reakcją.
Nie
wiedziała ile minęło od ich rozmowy, ale odczuła ulgę, gdy zszedł na dół.
Przywitał się z nią i w jego głosie wyczuła radość oraz nutkę zaniepokojenia.
Delikatnie objął ją ramieniem, instruując jak miała stawiać kroki, żeby
bezpiecznie się poruszać. Sama miała dziwne wrażenie, że czerwonowłosego coś
bolało i to coś ograniczało jego ruchy.
Odetchnęła
z ulgą, siadając na kanapie w salonie. Z akustyki pomieszczenia mogła
wywnioskować, że był to dość spory pokój, urządzony raczej minimalistycznie.
Odpięła
smycz psa, którego Sasori zawołał do kuchni. Uśmiechnęła się cicho, słysząc jak
rozmawiał z jej pupilem i omal nie parsknęła śmiechem, gdy życzył mu smacznego!
Musiała przyznać, że ten człowiek był naprawdę uroczy.
- Zrobiłem ci kawę - odezwał się, gdy wszedł do salonu.
Haruno była święcie przekonana, że uśmiechał się ciepło. Położył kubek przed
nią na drewnianym stoliku. - Co cię tu sprowadza? - zapytał, patrząc na nią
uważnie.
Odkąd
pamiętał był skazany na samotność i musiał radzić sobie całkowicie sam. Dlatego
tym bardziej cieszyła go obecność dziewczyny, która zadała sobie wiele trudu,
aby tutaj dotrzeć. Miał tylko nadzieję, że wydarzenia z poprzedniej nocy się
nie powtórzą... Nie wybaczyłby sobie, gdyby Sakurę spotkała krzywda.
- Martwiłam się o ciebie - wyznała cicho, prawie
niesłyszalnie. Sasori uśmiechnął się na te słowa najszerzej jak potrafił a
radość zalazła jego serce.
Chwilę
siedzieli w całkowitej ciszy, przerwanej jedynie subtelnym siorbaniem gorącej
kawy. Haruno jednak nie wytrzymała, odłożyła kubek i chwyciła barmana za ramie.
Zanim jednak zadała pytanie, z ust Sasori'ego wydobył się przerażający krzyk.
Odskoczyła
na koniec kanapy, wytrzeszczające puste oczy ze zdziwienia. Poczuła jak serce
boleśnie uderza o jej żebra. Była kompletnie zdezorientowana, a to, że nic nie
widziała, wcale jej nie pomagało.
- Co mu jest? -
zapytała w myślach, mając nadzieję, że przynajmniej raz w życiu Głos jej
pomoże. Poczuła na palcach ciepłą substancję, której zapach rozpoznała od razu.
- Głupia! -
warknął Głos. - Zwija się z bólu, jego
ramię krwawi - wytłumaczył, a
dziewczyna drgnęła zaskoczona.
- Pomożesz mi?!
- W czym? -
zadrwił.
- Chcę go opatrzyć
- powiedziała pewnie, a głos umilknął na chwilę. - Sasori? - zapytała cicho,
bojąc się ruszyć.
- Nic... mi nie jest - wyjąkał, powoli dochodząc do
siebie. Zagryzł mocno wargę.
- Niech odsłoni
ranę! - Zainteresował się nagle Głos, miała wrażenie, że kręcił się
niespokojnie.
- Sasori... czy możesz pokazać mi ranę? - zapytała, na co
Akasuna wysoko uniósł brew.
- Nie widzę...
- Proszę! - krzyknęła, kierując twarz w jego stronę. Mężczyzna
dłuższą chwilę wpatrywał się w jej matowe, ślepe oczy, po czym westchnął i z
trudem zdjął bandaż.
- Teraz przysuń się
do niego - instruował Głos - I
zaciągnij się zapachem rany - dodał, po czym na dłuższą chwilę zamarł.- Nie możliwe! Słuchaj, musisz mu pomóc, bo
inaczej wda się zakażenie - wyznał, po czym wyrecytował kilka rozkazów.
Sasori
był cholernie zdziwiony, gdy dziewczyna kazała mu biec po składniki. Nie
powiedziała mu po co, ani dlaczego miałby to robić, ale widząc jej powagę, oraz
jakąś dziwną determinację - nie zadawał pytań. Owinął tylko prowizorycznie
ramię i wyszedł z domu, zostawiając ją z psem.
Ufał
jej. Wzbudzała jego sympatię. Była inna od dziewczyn pracujących w klubie, nie
dała sobą pomiatać i jakimś cudem wywalczyła u Itachi'ego status tancerki, a
nie dziwki. Wcześniej myślał, że szef nigdy się na to nie zgodzi... Ale nawet
on potrafił zaskakiwać.
Gdy
wrócił do domu, z zaskoczeniem odkrył, że Sakura była w kuchni. Co więcej -
dziewczyna uwijała się w niej dość sprawnie. Chwilę przyglądał się temu
obrazkowi, nie mogąc w to uwierzyć.
- Nie patrz tak na mnie - odezwała się, po czym wyciągnęła
dłoń po siatkę. - Usiądź w salonie i nie przeszkadzaj mi - rozkazała, od razu
wyciągając składniki.
- Teraz
musisz pokroić szałwię, to ostatni
składnik. - Dziewczyna skinęła głową, posłusznie wykonując rozkazy. Musiała
przyznać, że gdy Głos nie był ironiczny, pracowało się jej z nim doskonale.
Idealnie wydawał polecenia, mówił jej, gdzie co leżało oraz pomagał się
poruszać. Mogła chociaż przez chwilę poczuć się niemal normalnie!
- Wrzuć to wszystko
do jednej miseczki, a po prawej stronie, jeszcze trochę, tak tu, masz
moździerz. Musisz to bardzo dokładnie rozetrzeć, powiem ci kiedy będzie gotowe.
- Głos westchnął ciężko. - Już. Weź teraz
to i opatrunki. Odwróć się w lewo, zrób dwa kroki w prawą stronę i idź prosto
- wytłumaczył. Już chciał dalej wyjaśniać jej jak miała iść, gdy podszedł do
niej Sasori i poprowadził ją na kanapę.
- Odsłoń ramię - poprosiła, posyłając mu niepewny uśmiech.
Akasuna zmarszczył czoło, ale niepewnie wykonał polecenie.
- Teraz musisz
delikatnie nałożyć papkę na rany, nie możesz pominąć żadnego miejsca. - Sakura
od razu zabrała się do pracy. Nałożyła maź na palce, a potem subtelnie
przeniosła ją na rany. Sasori syczał cicho, a ona uspokajała go ciepłymi
słowami. Po chwili ucichł, dzielnie znosząc bardzo mocne szczypanie.
Nie
wiedział, dlaczego w tym temacie zaufał niewidomej dziewczynie. Miał jednak
dziwną pewność, że tylko ona potrafiła zająć się tą specyficzną raną.
Obserwował dokładnie jej niepewne ruchy, oraz skupiany wyraz twarzy.
Gdy
skończyła, nałożyła na papkę gazę a wszystko owinęła starannie bandażem.
Odstawiła miseczkę na bok i uśmiechnęła się szeroko, prosząc aby zaprowadził ją
do łazienki.
- Zrobiłam tego więcej - wyznała, gdy umyła ręce i dała
się prowadzić z powrotem na kanapę. - Musisz zmieniać opatrunek co sześć godzin
przez cztery dni. Pilnuj tego. - Uśmiechnęła się szeroko. - Dziękuję - odezwała się w myślach.
- Daj mi spokój
- warknął Głos, rozmyślając nad dziwną raną, która ewidentnie była spowodowana
ludzkimi zębami. Wiedział co zaatakowało barmana, tak samo jak był pewny tego,
kto był stworzycielem tej bestii. I to najbardziej go martwiło.
Słowem wyjaśnienia:
Postanowiłam, że na tym blogu będę pisać dwa opowiadania jednocześnie. Break Me Hatake będzie priorytetem, Art of Illusion będzie drobnym dodatkiem, odbiciem się od opowiadania, na którym muszę skupić się bardziej. Nie oznacza to jednak tego, że Art będzie mniej ambitne - na pewno będzie posiadało więcej humorystycznych wątków.
[i] Okiku -
duch służącej, w której zakochał się samuraj Aoyama Harima. Dziewczyna jednak nie
wierzyła w jego miłość i poddała go testowi - zbiła cenny talerz. Według
tradycji rodziny Aoyama za rozbicie tak cennej ceramiki grozi kara śmierci.
Samuraj jednak przebacza ukochanej, wierząc, że zrobiła to przypadkiem. Jednak
Okiku po czasie przyznaje się, że był to test i wściekły samuraj zabija ją. Od
tamtego czasu Okiku nawiedzała dom i liczyła talerze. Harima nie wytrzymuje,
popełnia seppuku i dołącza do ukochanej.
[ii]Aka-manto
- wedle wierzeń japońskich duch, który pojawia się, gdy kończy nam się papier w
toalecie. Proponuje on czerwony lub niebieski papier. Odpowiedź „czerwony”
oznacza bardzo krwawą i
nagłą śmierć, natomiast „niebieski” - uduszenie. Aby
przeżyć, ofiara powinna odmówić.
Wielbię to opowiadanie, serio :D. Zwłaszcza te dialogi - są takie ludzkie xD. Kaszalot jako szef gangu, baaaardzo go sobie wyobrażam takiego :3. Ten Głos jest genialny! xD
OdpowiedzUsuńAle żeby Aka-manto nie zaatakował, ofiara powinna mieć przy sobie spory zapas papieru, to jest najbezpieczniejsze rozwiązanie xD. Idę szukać obrazków bejbik! I czekam na nowy rozdział właściwej serii :3
Wiem, że mnie kochas :3
UsuńKakashi idealnie mi się tutaj wpasował, a z Sasuke zrobiłam parodie xD Nie wiem dlaczego ale miałam ochotę troche się na nim wyżyć xD
Do końca przyszłego tygodnia postaram się napisać rozdział :3
ZNISZCZ GO HUE HUE HUE HUE HUE HUE XD
UsuńJesteś cholernie okrutna xD
UsuńPo prostu postanowiłam zmienić charaktery postaci, powinno być ciekawiej :3
Ja okrutna? Nie, wcale xD.
UsuńI dobrze xD.
Chcę neext ! ;3 Kakaś *-* !! <3 <3
OdpowiedzUsuńLubię kiedy autorzy używają w swoich wpisach ostrych słów, które mimo wszystko są tak wplecione w fabułę , że nie śmierdzą prostacką ordynarnością! Gratulacjeee!
OdpowiedzUsuńZ chęcią umieszczę Twojego boga w moich linkach i będę wyczekiwać kolejnego wpisu.
Jeśli zaś lubisz czytać blogi w tematyce KakaSaku zapraszam do siebie :
http://police-time-kaka-saku.blog.pl/
Dziękuję! :) Używam wulgaryzmów w opowiadaniach dla zaznaczenia czegoś. Odpowiednio użyte mocno akcentują wypowiedź :) Cieszę się, że zwróciłaś na to uwagę.
UsuńObiecuję, że w wolnej chwili zajrzę do Ciebie :)
Pozdrawiam ^ ^
Ej!!! Podoba mi się to!!! Naprawdę! Nie spodziewałabym się, że takie namieszanie różnych, hmm... jak to nazwać... uniwersum? niech będzie. W każdym razie nie spodziewałam się, że taki twór może być tak przejrzysty i naprawdę dobrze się komponować. Jestem pod wrażeniem i czekam na więcej, a teraz zabieram się do "Brake me Hatake" :) Tylko jedno pytanie. Wątek z dziewczyną widzącą duchy zaczerpnęłaś z "Zaklinacza dusz"?
OdpowiedzUsuńNie, wątek wymyśliłam kiedyś przy rozmowie z Vixen o mitologii japońskiej. Stwierdziłyśmy wtedy, że opowiadanie połączone z humorystycznym podejściem do mitologii może być ciekawą komedią. Stąd wzięła się postać Ayane. A że lubię komplikować sytuację, stąd takie złożone postaci :)
Usuń